Błyskawiczny sos dyniowy z niebieskim serem

Dzisiejszy obiad to ten spod znaku resztek. I to wielowymiarowych- w lodówce, w portfelu i w zegarku. Resztkowe 3D. A może nawet i 4D bo światło też było resztkowe, stąd zdjęcia nie oddają w pełni urody tego nomz. Ale jedno tu nie jest resztkowe- smak. Proste, nieprzekombinowane i świetnie ze sobą współgrające zestawienie delikatnej dyni, ostrego niebieskiego sera i aromatycznego łososia. Pełen wypas, sto procent smaku w smaku. Przygotujcie to danie, a gwarantuję odgłosy ukontentowania przy próbowaniu sosu. I ogromne samozadowolenie- to jest sos terapeutyczny:)
W listopadzie wszystko jest jakieś takie schyłkowe. Łącznie ze stanem mojej lodówki- resztka Hummingbird Cake, miska puree z dyni po robieniu Halloweenowych ciastek, kurczak z niedzielnego obiadu. Niby nic konkretnego, a miejsca na nowe zapasy brak. Do tego dziś w portfelu miałam całe dziesięć złotych, więc nawet gdyby było miejsce na półkach, to za wiele bym za tą kwotę nie zapełniła. A obiad zjeść trzeba.
Z ogólnym zarysem tarty wyruszyłam do sklepu- potrzebowałam sera z niebieską pleśnią, bo ładnie uzupełnia smak dyni. Kiedy przemykałam wśród półek, do oczu rzuciło mi się czarne tortellini z łososiem. Szybki fil kolins na cenę- 3,99. Mieściło się w moim budżecie i skład miało wcale nie przerażający- atrament kałamarnicowy i łosoś w nim były. W kasie zapłaciłam niecałe 9zł- reszta była za ser typu roquefort, całkiem niezły za te pieniądze. Początkowo nie miałam pomysłu co z tym makaronowym kaprysem zrobić, ale kiedy wracałam do domu narodził się pomysł na Sos.

SOS DYNIOWY Z NIEBIESKIM SEREM
ok.50g masła
5 łyżek puree z dyni (tutaj przepis)
5-10 łyżek mleka (zależy od konsystencji jaką chcemy uzyskać)
5 plasterków niebieskiego sera pleśniowego typu roquefort
szczypta soli
Do podania
250g ulubionego tortellini (u mnie z łososiem)
sałata lodowa
garść rodzynków albo suszonej żurawiny

Masło rozpuszczamy na średnim ogniu. Dodajemy dynię i chwilę podsmażamy cały czas mieszając. Dolewamy mleko i dokładnie łączymy. Na koniec dodajemy pokruszony ser, mieszamy sos i ewentualnie dodajemy odrobinę soli. Zostawiamy na najmniejszym ogniu, co jakiś czas mieszając.
Tortellini gotujemy według przepisu na opakowaniu. Moje cudo za cztery złote potrzebowało jedynie dwóch minut. Odcedzamy.
Sałatę kroimy w dużą kostkę, układamy kopczyk na talerzu i posypujemy rodzynkami (nie za dużo). Na sałacie kładziemy ciepły makaron i polewamy ciepłym sosem. Danie na zimno też smakuje dobrze, ale gorący sos jest znacznie bardziej aromatyczny. I jemy. O jak bardzo to jemy! Z miłością i uczuciem całkowitego spełnienia. Oto w naszym brzuchu prosty, przepyszny i ekonomiczny obiad. Plus dziesięć do samozadowolenia!
Tylko co ja zrobię z tym kurczakiem...

Komentarze

Prześlij komentarz