Ziołowa zapiekanka ziemniaczana na nostaligę i tęsknotę

 Ciąg dalszy przycinania ziół- pogoda jest w sam raz, bo kiedy jest sucho i gorąco to zioła są najbardziej aromatyczne. Pamiętam dawno temu, kiedy byliśmy z KonQbkiem na naszych pierwszych zagranicznych wakacjach przez zupełny przypadek trafiliśmy na cudowne, pachnące ziołami miejsce- w naszym ziołowym ogródku próbuję odtworzyć ten aromat, ale nie mam zbyt wielkich szans. U nas jest po prostu za zimno.
Miejsce, o którym mowa to Roque Nublo na Gran Canarii- żeby tam dotrzeć trzeba było przejść przez niskie zarośla w tak gorącym powietrzu, że parzyło wnętrze nosa. Ale te zarośla to były najróżniejsze zioła- unoszący się dookoła zapach był lepszy niż w jakimkolwiek spa. Gdyby nie parzyło w tyłek, można by usiąść na kamieniu i po prostu wdychać te wszystkie olejki eteryczne. Na koniec aromatycznej przechadzki czekał widok monumentalnych skał, które natychmiast skojarzyły się nam z gwiezdnymi wrotami.
Roque Nublo z oddali
Roque Nublo z mini KonQbkiem
A skoro już wspominam Gran Canarię to muszę opisać jeszcze jedno miejsce- sklepik przy kolorowych skałach Los Azulejos. Wybraliśmy się tam wypożyczonym samochodem, kiedy chcieliśmy objechać dookoła wyspę. Za osiemset dziewięćdziesiątym trzecim zakrętem naszym oczom ukazały się nie tylko piękne skały, ale też samochód i przyczepa przerobione na knajpę. W pobliżu nie było żadnej miejscowości- kompletne pustkowie. A u sympatycznego kanaryjczyka na ladzie wszystkie owoce świata, z których robił soki i przecudowne ciasto z mango. Próbowaliśmy je odtworzyć, ale niestety nie da się u nas dostać tak dojrzałego owocu, żeby osiągnąć pełnię smaku. W lokalu na zakręcie zatrzymywali się przejeżdżający ludzie, siadali przy stoliku, gawędzili z właścicielem, drapali jego psiaki, wypijali sok i jechali dalej.
Kolorowe skały i sklepik
Nie tylko nas skusiły owoce
Oto i to cudo- ciasto z mango we własnej osobie
 To miejsce urzekło nas tak, że wróciliśmy tam za drugim razem, kiedy wypożyczyliśmy samochód. Wtedy padła wiekopomna kwestia, używana przez nas do dziś, "All in asfalt". Szukaliśmy sposobu, żeby dostać się do centrum wyspy i nasza mapa pokazywała coś co według niej nie do końca kwalifikowało się na drogę. Spytaliśmy właściciela owocowego sklepiku, czy damy radę tam pojechać. Przekonał nas, że bez problemu, bo droga jest asfaltowa (all in asfalt...)- następnie ja mało nie umarłam na zawał, a KonQbek bawił się świetnie. To była serpentyna szerokości przeciętnej ścieżki rowerowej- nasza wynajęta Corsa ledwie wyrabiała zakręty o 360 stopni (to nie żart) a gdzieniegdzie nadpalone drewniane barierki tylko dodawały nam odwagi. Humor poprawił mi się dopiero kiedy zobaczyłam ogromne zarośla dzikich opuncji- natychmiast poprosiłam KonQbka, żeby się zatrzymał. A potem musiał mi wyjmować kolce opuncji z języka. Trzy razy.
Oj wzięło mnie na sentymenty- może dlatego, że coraz bardziej marzę o urlopie. A może dlatego, że napadła mnie nostalgia-tęsknota za podróżowaniem? Potrzebuje od czasu do czasu zmiany scenografii- czegoś co pozwoli mi odświeżyć spojrzenie na szarą codzienność. Niestety nie wiem czy w tym roku uda mi się tą potrzebę spełnić- urlop to wielka niewiadoma. To mnie trochę smuci i pewnie dlatego wspominam dawne, udane wakacje. 
Ale zaczęłam od ziół i na ziołach chcę skończyć. Zatem koniec smutów, czas na ziemniaki!
Kiedy przycinałam nasze zioła chciałam koniecznie ich do czegoś użyć. Padło na ziemniaki, które po pierogach z truskawkami były naturalnym wyborem- tym razem coś dla mnie:)
Nasze zioła przed przycięciem
ZIOŁOWA ZAPIEKANKA ZIEMNIACZANA (ZZZ)
1kg ziemniaków (nie młodych)
3 jajka
3 łyżki masła
250-300g żółtego sera (niech się ciągnie- np. gouda)
pęczek ulubionych ziół (u mnie tymianek, cząber, pietruszka, koperek, lubczyk, szczypiorek)
bułka tarta do posypania formy
sól i pieprz do smaku

Ziemniaki obieramy i gotujemy. W międzyczasie siekamy drobno zioła i ucieramy ser. Od razu po ugotowaniu i odcedzeniu ubijamy ziemniaki tłuczkiem, dodajemy półtora łyżki masła, trzy jajka, przyprawy i zioła. Uzyskaną, gładką masę przekładamy do żaroodpornego naczynia nasmarowanego masłem i posypanego bułką tartą- warstwa ziemniaków następnie warstwa sera. Ostatnią warstwę ziemniaków posypujemy resztką sera i wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 180*C i pieczemy aż góra się zrumieni (20 minut do pół godziny).
Zapiekankę można jeść na gorąco, z dodatkiem surówki a nawet sosu np. pieczarkowego. Ja najbardziej lubię ją samą. Można ją też jeść na zimno- na przykład wziąć do pracy w pudełeczku. Tylko jedna dobra rada od zaprawionych w boju- nałóżcie sobie połowę tego co wydaje się wam, że zjecie. To naprawdę sycące danie.
Znalezione na awkwardyeti.com- cała prawda (i to nie tylko o zapiekance:))
Ta ziołowość pasuje do akcji:)

Komentarze