Wielkanocna kawa z jajami

Kubeczek jakoś tak sam mi się wybrał...
Dzisiejszą poranną radość ze słońca za oknem zepsuła Babcia stwierdzeniem, że od czwartku czeka nas (kolejny) powrót zimy.
 Nawet nie chcę myśleć jak bardzo do tyłu jesteśmy z harmonogramem prac ogrodowych. Do magazynów ogrodniczych i na strony ogrodnicze nie zaglądam, bo według nich praca powinna wrzeć. Jak ma wrzeć przy minus pięciu stopniach? To fizycznie niemożliwe. Dziś mama naiwnie próbowała znaleźć jakieś kwiatki do dekoracji święconki. Wróciła z trzema gałązkami wrzośca i kilkoma borówki, bo nie tracą liści na zimę. Żadnych żonkili, cebulic, pierwiosnków czy szafirków- wszystko śpi. Rozwiązanie na taki dół jest jedno- procenty.
A ponieważ jest Wielkanoc, okres silnie jajeczny, przypomniała mi się kawusia adekwatna do aury.
Potrzebne
1 żółtko (białko można użyć na zrobienie lukru- patrz  ten przepis)
ok. 2 łyżki cukru (może być cynamonowy albo waniliowy)
ok. 2 łyżki whisky albo wódki
filiżanka dobrej kawy bez fusów
Z żółtka i cukru ubijamy kogel-mogel. Kiedy zwiększy swoją objętość dodajemy alkohol i dobrze mieszamy. Dolewamy kawy.
Kawa jest dla tych, którym cholesterol nie spędza snów z powiek, jak i dla tych, którzy nigdzie nie wybierają się samochodem. Jest słodka i, jako że mi zawsze się jakoś tak przeleje procentów, mocna. I, jak to zostało udowodnione wielokrotnymi badaniami na jednym obiekcie, leczy smutki w 94% (subiektywna ocena skuteczności; rezultat natychmiastowy).

Komentarze